sobota, 2 lutego 2013

Aleksander Głowacki "Alkaloid"


Mam bardzo mieszane odczucia co do tej książki.
 Na początku krótko przedstawię zarys fabuły. Tu pojawia się pierwszy problem - książka jest podzielona na części. Każda część jest luźno związana z poprzednią. Bardzo ciężko było mi się przez to wczytać i zrozumieć, o której postaci jest teraz mowa. Zajmowało mi to trochę czasu i gdy już zaczynałam się wciągać- epizod się kończył i historia się powtarzała...

     Motywem głównym jest tytułowy alkaloid zwany Alką, czyli substancja chemiczna otrzymywana z bulwy buszmena, która potrafi "otworzyć" umysł i zmienić postrzeganie świata. Wokulski
 ( tak, ten ze znanej nam wszystkim "Lalki") jest osobą posiadającą wiedzę jak Alkę otrzymać i dzięki temu stał się władcą alkaloidowego imperium. Władanie światem napędzanym Alką jest trudniejsze niż się Wokulskiemu wydawało. Musi się zmierzyć z mocarstwem brytyjskim, które to bardzo chce wykraść tajemną wiedzę dotyczącą alkaloidu.
Później władza zaczyna przerastać Stanisława i robi wszystko,żeby naprawić swój błąd z przeszłości.Ten wątek był według mnie najciekawszą cząstką książki...

        Moją główną zachętą do przeczytania "Alkaloidu" było to, że miała to być alternatywna historia opisana w "Lalce" czyli co by było, gdyby... Niestety zawiodłam się, bo nawiązania do tego znanego utworu kończą się na nadaniu imion dwóm bohaterom. Pojawia się Wokulski i Ochocki. Gdyby obaj panowie nazywali się inaczej nie byłoby to wielką szkodą.
Oprócz Wokulskiego i Ochockiego pojawią się inne postacie - tym razem znane z historii. Są to m.in. Tesla, Einstein, Witkacy. Niestety nic oni nie wnoszą i tak na prawdę nie wiadomo co autor chciał osiągnąć wprowadzając ich w fabułę.

      Nudną historię, która składa się w głównej mierze z bijatyk i opisów ucieczek, wzbogacają wymyślne urządzenia pozwalające np. stworzyć cały zastęp koni czy kopiujące danego bohatera. Niestety ( kolejny raz!) nie są dokładnie opisane i tak na prawdę stanowią tło biegania po suficie i wymierzania ciosów pod wpływem Alki.
     Jak już jestem przy byciu pod wpływem, to w połowie miałam wrażenie, że Wokulski cały czas był pod wpływem czegoś silniejszego i cała ta historia to wymysł jego zblazowanego umysłu... nie powiem czy moje przypuszczenia się potwierdziły czy nie ;) Jeżeli kogoś zainteresuje książka to przeczyta sam.

  Podsumowując, czytając miałam miejscami wrażenie, że sam autor męczył się z napisaniem jakiegoś fragmentu, bo stanowił on zbitek zdań, a nie całość.
Zamysł był dobry, ale chyba zabrakło ciekawszego pomysłu na przetworzenie tematu i wyszło to, co wyszło.




Pozdrawiam ciepło!
A.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz